Miałyśmy dłuuugą przerwę, wynikającą po części z powodów osobistych, a po części z upału, ale mam nadzieję, że uda się powoli wrócić do obiegu - wczorajsza kąpiel na tajemniczej plaży nad otwartym Bałtykiem uświadomiła nam, że sezon zacznie się w tym roku nieco wcześniej - a właściwie w niektórych miejscach nigdy się nie skończył. Wiem, w głowie się nie mieści, jeśli patrzeć na tropiki z ostatnich tygodni, ale takie są fakty. O ile woda w Zatoce Gdańskiej ma ok. 20 stopni i jest pełna sinic, o tyle na "grzbiecie" Polski ma zaledwie 11. Mniej niż kranówa. Jak na koniec sierpnia niezły hardcore - nóżki marzną, tyłek szczypie, JEST GIT! :D Byłam w wodzie jedyna, nie licząc paru dzieciaków, którym nikt nie wytłumaczył, że jest za zimno - i które absolutnie nie powinny były się kąpać, bo był straszny sztorm i naprawdę niebezpieczny prąd przybrzeżny. Na strzeżonej plaży wisiałaby czerwona flaga. Nawet Flondra 3 trochę speniała i weszła ledwie do kolan. Na piachu też był hardcore, bo przy takim wietrze piasek jest dosłownie wszędzie, a głównie w jedzeniu i w oczach. Po nogach smagało tak mocno, że wzięłyśmy Pieskę na ręce; biedna przy samej ziemi miała prawdziwy survival. Całe szczęście, że miałyśmy budkę.

To jest blog o sporcie, ale jeśli szukasz sposobu na kaloryfer i tyłek z kamienia, nawet tu nie zaglądaj. Jeśli kiedykolwiek czułaś się gorsza i głupsza od plastiku na ekranie, twoje ego leżało i kwiczało po wizycie na siłowni, jeśli klęłaś w żywy kamień, mierząc dupokleje do biegania, czytaj dalej, bo to blog dla Ciebie i dla wszystkich fajnych dziewczyn, które nie chcą dać się zwariować.