Przy dzisiejszych -6 stopniach i wściekłym wietrze odczucie jest porównywalne z tym, co dzieje się z człowiekiem po wejściu do zimnej wody. No, może nie szczypie w tyłek :) Ale ciepło traci się równie szybko, a po powrocie do ciepłego jest równie przyjemnie. Całość wykończyłam jeszcze bosą przebieżką po balkonowej zaspie - bo kurde, straszny ze mnie piecuch i jak siedzę przy kompie, to mi marzną stopy ;) Teraz piszczą z radości, że im cieplutko.
Spyta ktoś może: po co ta kominiarka? Hmm, a byliście dzisiaj na dworze? Jeszcze mi nos miły :)