Ha, Zimne flONdry
z 3miasta zaistniały dziś oficjalnie jako klub, ponieważ dzielna Koleżanka M
nie tylko przyjęła honorowe członkostwo, ale też postanowiła przekuć je w czyn
– a nawet wyczyn! Normalnie wlazła ze mną do wody i jeszcze twierdzi, że było
świetnie. Wariatka jakaś. Nie mam powodu jej nie wierzyć, widząc tak rozjarzoną
michę. I pewnie to przez ten radosny amok Koleżanka pozwoliła opublikować swój
wizerunek utrwalony elektronicznie. W końcu to historyczna chwila. Ta-da!
Micha.
Przydałaby się
jakaś formułka, dzięki której wszystko odbywałoby się bardziej oficjalnie, z
większą pompą. Jedyna, jaka przychodzi mi do głowy, to „Płyń po morzach i
oceanach i rozsławiaj co tam chcesz, nadaję ci imię Flondra Druga”. Ładne,
godne i nietrudno zapamiętać, ale przy takiej gadce przydałoby się rozbić o
nową członkinię butelkę szampana, a to koszta, zbieranie szkieł… bez sensu. Coś
wymyślę.
Teraz trochę
okoliczności przyrody. Miejsce: tam gdzie zwykle, godzina przedpołudniowa,
temperatura powietrza: około 8-9 stopni, temperatura wody: 12,5 stopnia. Do
tego kompletna flauta i obrzydliwa, mokra mgła (za słoneczko robił szeroki uśmiech
Flondry Drugiej). Zanurzenie (moje również) trwało z minutę – może wynik nie
jest imponujący, ale w tym sporcie nie chodzi o wyniki.
Wyglądało to
mniej więcej tak.
Ze spostrzeżeń
praktycznych: najbardziej marzną stopy. Może to nie odkrycie Ameryki, bo siłą
rzeczy najdłużej są w wodzie, ale jest to jakiś tam denerwujący problem, bo reszta
ciała chętnie popluskałaby się dłużej, ale stopy mówią stop. Ma się ochotę
wyłazić z tej wody na rękach. A przez to, że na Westerplatte długo jest bardzo płytko,
nogi marzną i marzną, zanim wejdzie się dość głęboko, żeby nie leżeć na dnie, a
potem wychodzi się i wychodzi, i wychodzi…
Jestem ciekawa, na
ile kończyny rzeczywiście się przyzwyczajają, na ile pomogłaby jeszcze
ostrzejsza rozgrzewka, a na ile jest to autentyczny problem, o którym morsy
wspominają dopiero na którymś stopniu wtajemniczenia – bo przecież przy
ujemnych temperaturach należy się strzec przed odmrożeniami. Wiem, że zimą, ze
względu na ostry lód, dobrze mieć butki z neoprenu, ale są i tacy, którzy ich
nie używają. No nic, zamierzam to wszystko sprawdzić i wypraktykować, a póki co
bardzo pomaga karimata, na której stajemy do przebierania.
Druga rzecz:
jeśli komuś się zdaje, że czyszczenie latem stóp z plażowego piasku jest
upierdliwe, niech sobie to przemnoży przez dziesięć. Latem można się przejść po
suchym, a potem wszystko się ładnie strzepuje; przy takiej pogodzie jak dziś
nie ma lekko. Człowiek siedzi już ubrany, żar z rozgrzanego mu brzucha bucha, a
tu te zapiaszczone, zmarznięte stopy, i wycierasz, i wycierasz, i wycierasz, i
qrwa wytrzeć nie możesz. Mam nadzieję, że na to też pomogą buty dla surferów.
Jak na razie
kanisterek z benzyną się nie przydaje i lepiej z nim stać z daleka ode mnie,
kiedy już wyjdę z wody, bo niewiele mi brakuje do samozapłonu. Mówię serio.
Zimno komuś? Niech się wykąpie w zimnym morzu.
Flondra Druga, przybij płetwę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.