niedziela, 20 października 2013

Były sobie Flondry dwie

Ha, Zimne flONdry z 3miasta zaistniały dziś oficjalnie jako klub, ponieważ dzielna Koleżanka M nie tylko przyjęła honorowe członkostwo, ale też postanowiła przekuć je w czyn – a nawet wyczyn! Normalnie wlazła ze mną do wody i jeszcze twierdzi, że było świetnie. Wariatka jakaś. Nie mam powodu jej nie wierzyć, widząc tak rozjarzoną michę. I pewnie to przez ten radosny amok Koleżanka pozwoliła opublikować swój wizerunek utrwalony elektronicznie. W końcu to historyczna chwila. Ta-da!


Micha.

Przydałaby się jakaś formułka, dzięki której wszystko odbywałoby się bardziej oficjalnie, z większą pompą. Jedyna, jaka przychodzi mi do głowy, to „Płyń po morzach i oceanach i rozsławiaj co tam chcesz, nadaję ci imię Flondra Druga”. Ładne, godne i nietrudno zapamiętać, ale przy takiej gadce przydałoby się rozbić o nową członkinię butelkę szampana, a to koszta, zbieranie szkieł… bez sensu. Coś wymyślę.

Teraz trochę okoliczności przyrody. Miejsce: tam gdzie zwykle, godzina przedpołudniowa, temperatura powietrza: około 8-9 stopni, temperatura wody: 12,5 stopnia. Do tego kompletna flauta i obrzydliwa, mokra mgła (za słoneczko robił szeroki uśmiech Flondry Drugiej). Zanurzenie (moje również) trwało z minutę – może wynik nie jest imponujący, ale w tym sporcie nie chodzi o wyniki.

Wyglądało to mniej więcej tak.

Ze spostrzeżeń praktycznych: najbardziej marzną stopy. Może to nie odkrycie Ameryki, bo siłą rzeczy najdłużej są w wodzie, ale jest to jakiś tam denerwujący problem, bo reszta ciała chętnie popluskałaby się dłużej, ale stopy mówią stop. Ma się ochotę wyłazić z tej wody na rękach. A przez to, że na Westerplatte długo jest bardzo płytko, nogi marzną i marzną, zanim wejdzie się dość głęboko, żeby nie leżeć na dnie, a potem wychodzi się i wychodzi, i wychodzi…

Jestem ciekawa, na ile kończyny rzeczywiście się przyzwyczajają, na ile pomogłaby jeszcze ostrzejsza rozgrzewka, a na ile jest to autentyczny problem, o którym morsy wspominają dopiero na którymś stopniu wtajemniczenia – bo przecież przy ujemnych temperaturach należy się strzec przed odmrożeniami. Wiem, że zimą, ze względu na ostry lód, dobrze mieć butki z neoprenu, ale są i tacy, którzy ich nie używają. No nic, zamierzam to wszystko sprawdzić i wypraktykować, a póki co bardzo pomaga karimata, na której stajemy do przebierania.

Druga rzecz: jeśli komuś się zdaje, że czyszczenie latem stóp z plażowego piasku jest upierdliwe, niech sobie to przemnoży przez dziesięć. Latem można się przejść po suchym, a potem wszystko się ładnie strzepuje; przy takiej pogodzie jak dziś nie ma lekko. Człowiek siedzi już ubrany, żar z rozgrzanego mu brzucha bucha, a tu te zapiaszczone, zmarznięte stopy, i wycierasz, i wycierasz, i wycierasz, i qrwa wytrzeć nie możesz. Mam nadzieję, że na to też pomogą buty dla surferów.

Jak na razie kanisterek z benzyną się nie przydaje i lepiej z nim stać z daleka ode mnie, kiedy już wyjdę z wody, bo niewiele mi brakuje do samozapłonu. Mówię serio. Zimno komuś? Niech się wykąpie w zimnym morzu.

Flondra Druga, przybij płetwę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.