niedziela, 27 października 2013

Morsko

Coś ta zima przyjść mi nie chce. Nie żebym narzekała, bo fajnie mieć wiosnę pod koniec października, ale przez temperaturowe ekstrema trudno moje flondrowanie nazwać morsowaniem.

A tam, nie szkodzi, jeszcze zdążę zmarznąć. Dziś w Kątach Rybackich było pięknie. W lesie rudo, na plaży deszczowo, bezwietrznie i bezludnie. O tak.

Krajobraz morski bez sztafażu.

Szkoda, liczyłam na choć trochę fali, bo jak ochlapuje, to jest weselej. Żeby nie brnąć za daleko plasnęłam się przy samym brzegu na dno, jak prawdziwa flądra (nie, oczy nie przesunęły mi się na bok głowy), przeszorowałam tyłkiem po piachu i sympatycznie się popluskałam. Śmieszna sprawa, ciało czuje się całkiem fajnie, po chwili przestaje czuć zimno i chętnie zostałoby jeszcze w wodzie, ale mózg upiera się, że już starczy – trzeba będzie nauczyć się go trochę wyłączać. 40 lat tresury, że od zimna trzeba uciekać jak najszybciej, robi swoje. Zdaje się, że to najważniejsza bariera do pokonania. Oczywiście rozsądek przede wszystkim, ale chcę o tym decydować w pełni świadomie, nie na zasadzie psa Pawłowa. Spokojnie, mam czas.

czwartek, 24 października 2013

W zdrowym ciele zdrowy rozum

Zostałam ostatnio spytana przez potencjalną członkinię klubu, czy morsowanie pomaga na cellulitis. Nie wiem tego; będę mogła powiedzieć coś na pewno, kiedy mój własny tyłek odmłodnieje o jakieś 25 lat, na co po cichu liczę, a głośno mówię, że mi to rura Jak na razie zaobserwowałam tylko bardziej sterczące cycki. Ale że nie jestem naukowcem i nie obowiązuje mnie naukowa rzetelność, mogę się spokojnie posługiwać zdrowym rozumem. 

niedziela, 20 października 2013

Były sobie Flondry dwie

Ha, Zimne flONdry z 3miasta zaistniały dziś oficjalnie jako klub, ponieważ dzielna Koleżanka M nie tylko przyjęła honorowe członkostwo, ale też postanowiła przekuć je w czyn – a nawet wyczyn! Normalnie wlazła ze mną do wody i jeszcze twierdzi, że było świetnie. Wariatka jakaś. Nie mam powodu jej nie wierzyć, widząc tak rozjarzoną michę. I pewnie to przez ten radosny amok Koleżanka pozwoliła opublikować swój wizerunek utrwalony elektronicznie. W końcu to historyczna chwila. Ta-da!

wtorek, 15 października 2013

Zimny prysznic

Zaczęło się od zimnych pryszniców. Co mnie podkusiło za pierwszym razem, już nie bardzo pamiętam – zdaje się, że jeden z tych stanów, kiedy człowiek ma ochotę wyć, żeby ktoś mu wymienił mózg, bo z tym starym się dłużej nie da. Jeśli nie znacie takich stanów, to Wam fajnie, ale może znacie.

Desperackie chwile wymagają desperackich działań, akurat nie mogłam iść biegać (czy też biec iść, bo u mnie to raz tak, raz siak), więc zlałam się zimną wodą. Uuuuch.

niedziela, 13 października 2013

O tym, jak nie zostałam foczką

Niby mam już bloga, ale tamten wyszedł o kotach,* a trudno w blogu o kotach pisać o kąpielach w zimnej wodzie. Zuzło takich rzeczy nie wybacza. Więc to będzie całkiem osobny blog o morsowaniu. I zobaczymy, co z tego wyjdzie - jeśli nie zdecyduję się wleźć do morza w grudniu, być może będę zmyślać ;)