- Haha haha haha! Oto kolejny wspaniały
dzień dla młodego naukowca! – jak mawiał Mandrake z Laboratorium Dextera. O ile
dobrze pamiętam. Whatever. W każdym razie wstawszy (hę?) dziś rano z łóżka
powiedziałam sobie własnie coś w tym rodzaju, a to dlatego, że, po pierwsze, jest pierwszy
grudnia, po drugie F2 podsunęła nam nową miejscówkę do zwiedzenia, a po
trzecie kupiłam wreszcie osławioną budkę plażową, vel flondrową przebieralnię,
i nie mogłam się doczekać, żeby ją wypróbować.*
Kiedy?
Ale po kolei. Zacznijmy od daty. Jestem z siebie trochę (czytaj: zajebiście i do bólu) dumna, że się dziś wykąpałam. To już moja bodajże piętnasta kąpiel tej jesieni i muszę przyznać, że już trochę hardkorowa. Niby prawdziwej zimy jeszcze nie ma (powietrze coś koło 5 stopni), ale woda w Bałtyku sukcesywnie stygnie i ma już niewiele ponad 7 (przypominam, że najzimniejsza, spuszczona woda w kranie ma coś około 18) i skóra zaczyna porządnie szczypać. Muszę dopracować rozgrzewkę: do tej pory traktowałam ją trochę na odczep się, ale najwyższa pora podejść do niej poważnie, żeby się nie poodmrażać.
Gdzie?
Co do miejscówki, podpowiedziała ją
nam F2, ale nie mogła się dziś z nami popluskać – jak zawsze wielka szkoda, bo
z nią jest weselej. Górki Zachodnie pod kątem plażowym są takie se, trochę
klaustrofobiczne – znaczy, jest wąsko. Mniej więcej jak w Gdyni Kolibkach, tylko
bez klifu. Ja w ogóle ciasno się czuję w tamtej części „nadmorza”; nie po to
idę na plażę, żeby z jednej strony mieć port, a z drugiej falochron. Za bliski
horyzont J
Za to las fajny, warto go kiedyś
dokładniej zwiedzić. Do samego Narodowego Centrum Żeglarstwa nie zajechałyśmy,
bo wcześniej znalazł się sprytny parking – ciąg dalszy wycieczki krajoznawczej
do nadrobienia. Niemniej, odsłoniłyśmy z Agą kolejny kawałek mapy (takie
nasze powiedzonko z Divine Divinity), i to całkiem interesujący. Przede wszystkim
dość intensywnie zagospodarowany przez tzw. przyrodę J
Przyroda gospodaruje drzewostanem.
Pułapka na turystów.
Profesjonalne wcięcie od strony jezdni.
Żeremium.
Gwoli (hę?) wyjaśnienia, wiem, że liczba
pojedyncza powyższego rzeczownika to „żeremie”, Aga jednak słusznie zauważyła,
że końcówka „mium” brzmi o wiele lepiej J
A tu dowód, że powyższe widoki to
ciągle jeszcze Gdańsk.
Kie Kie.
Jak?
No dobra, teraz gwóźdź programu: osławiona budka plażowa marki Quechua. Jest git J Sprytna, lekka, ładna i robi się w niej prawie letnio. Słomko twierdzi, że kiedy uchyliło suwak, by zajrzeć, jak mi idzie wciąganie gaci, ze środka buchnęło ciepłe powietrze. Rzeczywiście, różnica temperatur jest odczuwalna. No ba, jeśli do tak małego wnętrza wsadzi się spory piec, rozgrzany do temperatury 36.6, z całą pewnością atmosfera się podgrzeje. Dzięki temu można się spokojnie wytrzeć i przebrać, wreszcie spokój z publicznym świeceniem gołymi częściami ciała. A jak to wygląda? Proszę bardzo. Nawet z muzyczką J
* To wszystko nieprawda. Bladym świtem, czyli około 9.00, byłam niewyspana, marudna i wcale mi się nie chciało, ale słowo się rzekło, Flondra u płota - jakżeż (hę?) miałam się nie wykąpać PIERWSZEGO GRUDNIA?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.