Modne są ostatnio blogi tzw. lajfstajlowe,
więc postanowiłam popełnić posta o lajfstajlu. A że trochę mi brakło weny,
poszłam pobiegać, bo bieganie dobrze mi robi na myślenie. I kiedy tak sobie
dzisiaj biegłam, nasunęła mi się głęboka niczem cembrowana studnia refleksja na
temat uprawiania sportu. Takiego amatorskiego uprawiania, dla przyjemności, dla
zdrowia czy czego tam jeszcze. Bardzo lajfstajlowy temat, i bardzo modny
ostatnimi laty. Oto, co wymyśliłam:
Do roboty, cholera
Jeśli ktoś planuje zacząć uprawiać sport – jakikolwiek – to niech nie planuje, tylko zacznie. Bo lepszego momentu nie będzie. Lepszy moment jest dziś, ewentualnie najdalej jutro. Życie dorosłych ludzi ma to do siebie, że z czasem nie staje się prostsze, mniej zabiegane, bardziej wyluzowane. W każdym razie nie samo z siebie. Więc jeśli ktoś czeka, aż przyjdą te wymarzone, specjalne warunki, to sportu ani niczego innego uprawiać nie zacznie. Jutro czy pojutrze czy za tydzień nie będzie miał mniej pracy, mniej obowiązków, więcej czasu i ochoty – wręcz przeciwnie. Więc jeśli uzależnisz realizację swoich planów od zewnętrznych warunków to – auć, zaboli – nie zrealizujesz ich nigdy. To jak z czekaniem na emeryturę, żeby zacząć używać życia: można się nie doczekać, a nawet jeśli, to zamiast życia być może będziesz używać pampersów i chodzika. A latka lecą…Życiowe mądrości
Jest takie chińskie przysłowie: jeśli nie masz na nic czasu, wymyśl sobie dodatkowe zajęcie. To się doskonale sprawdza z bieganiem, przynajmniej u mnie. Po prostu nie ma przeproś: na to musi się znaleźć chwila przynajmniej dwa razy w tygodniu. Wiem, są ludzie bardziej zajęci ode mnie i im z pewnością byłoby trudniej, ale za to tym większa satysfakcja. A jeśli uznasz te dwie-trzy chwile w ciągu tygodnia za najważniejsze, jeśli spojrzysz na całokształt i pomyślisz: „to poprawi mi jakość życia”, to zrobisz wszystko, żeby znaleźć czas. Nawet jeśli jesteś zarżnięta/y i będziesz tylko udawać, że cokolwiek robisz. Satysfakcja, że się spróbowało, też podnosi morale.
I niespodzianka: nagle okaże się, że
życie jednak staje się prostsze, mniej zabiegane, bardziej wyluzowane. Że masz
więcej czasu i ochoty, choć pracy i lat nie ubyło.
Takie małe czary. Tylko trzeba podejść
do tego od głowy, nie od dupy: zacznij uprawiać sport/ogródek/filatelistykę, a
czas się znajdzie sam. Inaczej się po prostu zarżniesz, człowieku.
To napisałam ja, Zimna Flondra z
3miasta. I radzę skorzystać z tych głębinowych przemyśleń póki czas, bo samemu
wpada się na takie rzeczy dopiero po czterdziestce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.