niedziela, 13 października 2013

O tym, jak nie zostałam foczką

Niby mam już bloga, ale tamten wyszedł o kotach,* a trudno w blogu o kotach pisać o kąpielach w zimnej wodzie. Zuzło takich rzeczy nie wybacza. Więc to będzie całkiem osobny blog o morsowaniu. I zobaczymy, co z tego wyjdzie - jeśli nie zdecyduję się wleźć do morza w grudniu, być może będę zmyślać ;)

Zimne flONdry

Do morsowania mi jeszcze daleko, na razie mam ciepłą jesień i zapalenie oskrzeli, ale oświadczam, że właśnie założyłam klub Zimne flONdry z 3miasta (znak towarowy zastrzeżony, znaczy, wara od nazwy). Klub liczy sobie w tym momencie 1 członka (waginę?) w mojej osobie, i być może jeszcze pół Koleżanki M, która zaczęła się polewać zimną wodą i ma szczere chęci. Pół, bo jeszcze jej nie spytałam, czy chce się zapisać. Właściwie ta Koleżanka powinna mieć członkostwo honorowe, nawet jeśli stchórzy w obliczu mroźnego żywiołu, bo to dzięki niej zrozumiałam, że nie chcę się przyłączać do istniejących klubów morsów - z całym szacunkiem dla tych pozytywnie zakręconych osobników. Z racji swojego zawodu Koleżanka M często styka się z osobami w wieku senioralnym i wiele z tych osób zażywa zimowych kąpieli, i niejednokrotnie była namawiana. Nie zdecydowała się do tej pory, bo odnosiła wrażenie, że proceder ów uprawiają, jak to określiła, "same dziadki". Z całym szacunkiem dla dziadków. Kiedy zaczęłam zgłębiać temat, chcąc się przekonać, czy rzeczywiście, ku swej zgrozie odkryłam, iż owe lodowe dziadki nazywają swoje samice "foczkami". Z całym szacunkiem dla fok. 


Dlaczego nie foczka?

Niby w słowie "foczka" nie ma nic obraźliwego, jest słodkie i przytulaśne, nic tylko klaskać, pluskać i porykiwać - ale jakoś mi nie leży. Każdy dziadek, lodowy czy ciepłolubny, który usiłowałby mnie nazwać foczką, a przy okazji pogapić się na moje sterczące z zimna gruczoły mlekowe, naraziłby się na ciężkie uszkodzenie ciała - dlatego też w trosce o piękny gatunek, jakim są morsy, nie będę ich narażać na swe agresywne i nieobliczalne towarzystwo. 

Koleżanka M bardzo się ucieszyła, kiedy jej zaproponowałam wspólne oddawanie się tej formie obłędu. Może i przydałby się nam jakiś doświadczony mors, ale podobno da się i bez, byle tylko mieć na brzegu ubraną osobę, która w razie czego poleje benzyną i podpali dla szybkiej rozgrzewki. Nasza dokumentalistka, Aga, zaopatrzyła się już w kanisterek - i czekamy na mróz :)

* Edit: październik 2014. Rzeczony blog to już zamknięty rozdział, ale jeśli kto ciekaw, niech poczyta nowy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.