niedziela, 25 stycznia 2015

Zimne nóżki

Noo, wreszcie spadło trochę śniegu i po długich poszukiwaniach, za górami, za lasami, w głębokim boru, udało się znaleźć skrawek nieoszczany przez psy. A co robi Flondra, kiedy widzi czysty śnieg?


Przez całe życie wmawiano mi, że od chodzenia boso po zimnym dostaje się zapalenia pęcherza, korzonków, przydatków i kto wie czego jeszcze. Wiem, że bardzo wiele osób żyje w takim przekonaniu, co więcej, naprawdę odczuwa dolegliwości, kiedy tylko przejdzie się boso po kafelkach we własnej łazience. Sama to miałam więc wiem, jak to działa. Ale wiecie co, dziewczyny? To jest bzdura. Utrwalony w głowie mit i autohipnoza. To jak z powiedzonkiem "nie siedź na kamieniu, bo dostaniesz wilka". Nikt nie dostał żadnego "wilka" od tego, że przysiadł na kamiennym murku - chyba że posiedzi na nim parę godzin i porządnie zmarznie. Nie ma żadnych dowodów naukowych, że zmarznięte czy przemoczone nogi mogą odpowiadać za jakiekolwiek schorzenie - co najwyżej w takim samym stopniu, jak ogólne wychłodzenie, a przecież nasze zimowe zabawy nie mają nic wspólnego z przemarznięciem. Reumatyzm? Nieprawda. Wręcz przeciwnie. Kriokomory są stosowane w leczeniu zapalenia stawów, bo wszelkie stany zapalne łagodzi się zimnem. Zapalenie pęcherza? Czy dostajecie zapalenia pęcherza, kiedy latem dla ochłody pobrodzicie w strumieniu? Dolegliwość zwana "korzonkami" też nie ma nic wspólnego z zimnem. Przed "korzonkami" najlepiej chroni stosowna aktywność fizyczna, a nie trzymanie nóg na kaloryferze. No. Więc skoro już mamy jasność w tym temacie, to do dzieła :)


To dużo prostsze niż morsowanie. Potrzebne jest coś do siedzenia, szorstki ręcznik i suche skarpetki na zmianę, w razie gdyby te noszone nam zawilgły. Rozgrzewamy się porządnie, znajdujemy sobie bezpieczny spocik, gdzie nic nas nie pokaleczy, zdejmujemy buty i heja!


Na początek dobrze jest spróbować tej zabawy przy niezbyt mroźnej pogodzie, bo wtedy i śnieg jest odrobinę cieplejszy. Im bardziej sypki i puchowy, tym zimniejszy - wiedzą o tym wszyscy, którzy dobierają smar do nart. Taki w sam raz na bałwana ma temperaturę w okolicy zera, to dużo mniejszy hardkor niż -10 :) Obstawiam, że mój miał około -3.


Oczywiście nie ma mowy o żadnym długim marszu, cała impreza trwa parę minut. W pierwszej chwili ma się wrażenie, że wskoczyło się do wrzątku, bo stopy słabo rozróżniają gorące od zimnego. Drepczemy sobie chwilę, podskakujemy itp., aż poczujemy, że palce mocno zmarzły - wtedy trzeba przerwać, żeby nie nabawić się odmrożeń. Pamiętajcie, że śnieg przykleja się do stóp i mrozi w dalszym ciągu, kiedy już siedzimy - trzeba go szybko otrzepać. Potem porządne rozcieranie ręcznikiem, ciepłe skarpetki z kieszeni, buty - i tyle :) Dopóki temperatura stóp nie wróci do normy, mogą przez chwilę boleć palce - na pewno znacie to uczucie, kiedy nogi nie mogą się rozgrzać po długim staniu na przystanku i nie pomagają żadne przytupy czy kiwanie placami w butach. Koszmar, co? Tutaj trwa to może z minutę, dwie, a potem robi się przyjemnie cieplutko. I tak już zostaje. 

Trzeba się dobrze zorganizować - buty nie przypełzną same :)
No dobra, ale po co to wszystko? Może się zdziwicie, ale to najlepsze lekarstwo na... wiecznie zmarznięte stopy :) Taka zabawa w zimne-ciepłe genialnie poprawia krążenie, a przy okazji również humor. Poza tym przekonacie się same, że choroby od zimnych nóżek to mit. Jeśli po takim doświadczeniu nic Wam nie będzie, żadna zimna podłoga Wam nie podskoczy. Ja z racji ciepłej jesienio-wiosny (bo przecież nie zimy, c'mon) nie miałam ostatnio okazji sprawdzić, jak się ma całe to moje hartowanie do przytupów na przystanku, ale wiem jedno - ja, wieczny zmarźlak, przestałam się bać zimna. A "zapalenie pęcherza" przeminęło z wiadrem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.