Ok. Przyznaję się bez bicia: trochę
mnie przyhamowało z tym flondrowaniem. Pewnie wina pogody, znaczy, zrobiło się
zimno, hie hie. Nie no, oczywiście żarcik – to nie kwestia zimna, tylko ogólnej
burości i mokrości, i przyhamowało mnie nie tylko z flondrowaniem, ale ze wszystkim. Jak to jesienią. No i jeździmy ostatnio nad nieodpowiednie akweny. Jednak co
morze, to morze. Może. Stałam dziś nad jeziorem Wysockim na Osowej, w puchowej
kurtce, wełnianej czapce, ze śpikiem do pasa i ze zgrabiałymi dłońmi i
myślałam: naprawdę miałabym teraz wejść do tej wody? Chyba mnie poebao.
I właśnie takiemu myśleniu należy
dać stanowczy odpór! Własnie takie myślenie należy w sobie zwalczać! Bracia i
siostry, nie dajmy się defetystycznej, listopadowej aurze! Słońe jest w nas, żar
jest w nas, energia jest w nas – a jeśli nie ma, to właśnie od tego jest flondrowanie,
żeby w/w zjawiska w sobie zahodować.
Oczywiście, wiem, to nie ma
polegać na zmuszaniu się, ale trochę trzeba się przełamać – przecież nie można
oczekiwać, że po kilku próbach na pół gwizdka ciało samo zacznie marzyć o
nurzaniu się w lodowatej wodzie. Najważniejsze, że głowa chce i głowa wie, co
dobre. A od tego jest głowa, żeby jej słuchać. Jutro postaram się więc
posłuchać głowy. I wiem, że będę zachwycona, że będzie świetnie, że da mi to
pozytywnego kopa na cały tydzień.
Człowiek jest stworzeniem, które,
jeśli nie myśli, kieruje się odruchami i wyuczonymi przez lata nawykami. Często nawet samo myślenie w taki a nie inny sposób jest tylko nawykiem. „Jesienią
trzeba się wbić w ciepłe kapcie i pić herbatę z miodem.” „Normalny człowiek nie
kąpie się zimą”. „Zimno twój wróg”. "Jak przemoczysz nóżki, to się zaziębisz". To przykłady nawykowego myślenia i
warunkowano nas w ten sposób od urodzenia. Nic dziwnego, że kiedy natłok zajęć nie
pozwala na bieżąco wpędzać się w hipomanię i przez cały czas pozytywnie
nakręcać, do głosu dochodzą te wszystkie zaprogramowane czipy, które nie zdążyły
się jeszcze przeprogramować na nowe myślenie.
Dlatego jutro pójdę się wykąpać.
Bo tak sobie postanowiłam. Bo mam w głowie pozytywny obraz siebie: łysej, ryczącej
czterdziestki, która biega, macha hantlami i kąpie się w morzu przez cały rok ;)
Co to jest "śpik do pasa"?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M.
Hehe, gil inaczej, no co Ty :)
OdpowiedzUsuńJa naprawde nie mialam pojecia :) Teraz juz mam. Dzieki za oswiecenie. Twoje blogi, Wisiu, obfituja w takie wiekszye i mniejsze oswiecenia. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńMilego zimnopluskania i flondrzenia sie.
M.