A ja od dziś trochę lepiej wiem, co czują zwierzęta.
Odgrażałam się, że to zrobię, jak napada śniegu, no i zrobiłam. Szczerze? Bolało. Przez te neoprenowe buty mam kompletnie niezahartowane stopy. Trzeba będzie nad tym popracować. Hmm, a może skorzystać z hobbickich rozwiązań i zapuścić włosy z wierzchu? ;)
Bieganie boso po śniegu to świetny wstęp do morsowania albo zabawa dla tych, którzy chcieliby, a boją się i szukają jakiegoś rozwiązania pośredniego. Ale jeśli chcecie tego spróbować, mam parę rad. Najpierw BARDZO porządna rozgrzewka; nie polecam moczenia stóp w ciepłej wodzie, bo potem szok termiczny tym większy, poza tym ciepła woda nie podnosi tętna, a tu głównie o to chodzi - z tego samego względu nie wolno "na rozgrzewkę" pić alkoholu przed morsowaniem. Nie zagryzajcie zębów i nie starajcie się przedłużać "treningu" na siłę, bo może się to źle skończyć, i miejcie przygotowany ręcznik i ciepłe, miękkie skarpetki (najlepiej takie bez ściągacza, żeby dodatkowo nie ograniczać przepływu krwi). Pierwsze próby lepiej przeprowadzać w kontrolowanych warunkach z możliwością odwrotu do ciepłego pomieszczenia, bo jeśli potem mamy wsiąść do auta czy na rower, może być nieciekawie. Odmrozić się łatwo, trudniej potem wyleczyć odmrożenia. Znam dziewczynę, która ma nerwy w stopie uszkodzone na całe życie. Nie, nie zdobywała bieguna - sprzedawała znicze na bazarze.
No dobra, a po co się tak męczyć? A po nico. Ja to robię dla sławy i żeby mi wreszcie przestały marznąć stopy. No i w ogóle to jest zdrowe i podnosi odporność (ech, te "naukowe" stwierdzenia zaśmiecające internet ;) Nie mam zamiaru udawać, że amerykańscy naukowcy (chociaż tu by bardziej pasowali rosyjscy) coś tam stwierdzili. Po prostu: chodzi taka fama po świecie i zamierzam ją sprawdzić przy okazji. Skoro już się moczę w Bałtyku...
bieganie po śniegu:) takie było moje hartowanie przed kąpielą.
OdpowiedzUsuń