Planowałam. Zamierzałam.
Naprawdę. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się nie wykąpać w Nowy Rok. Przez
chwilę był nawet plan, żeby się na ten jeden raz przyłączyć do któregoś morsowego
klubu albo przynajmniej pooglądać oficjalne obchody – może dowiedziałabym się
czegoś pożytecznego, wyniosłabym z tego jakąś naukę. Wyszło jednak inaczej.
Morsowanie z morsami odrzuciłam
po głębokim namyśle. Staram się przez cały czas pamiętać, po co to robię: dla
zdrowia, dla lepszego kontaktu z własnym ciałem, dla wyprostowania zrytej bani –
dla siebie. Uczestniczenie w jakimś spędzie ma się do tego nijak. Jedynym punktem
stycznym byłoby wejście do zimnej wody, ale nie mam najmniejszej ochoty robić
tego na pokaz, z obcymi ludźmi, na siłę. Ble. Blogowanie na ten temat i
pokazywanie własnych zdjęć przyjaciołom to zupełnie inna sprawa niż świecenie
gołym tyłkiem przed tłumem skacowanych gdańszczan żądnych sensacji.
Pojechałyśmy więc na Górki
Zachodnie, licząc, że będzie tam święty spokój i przy okazji uda się wysrać psa, który przez petardy miał ostatnio spore problemy egzystencjalne. Pojechała
z nami Flondra Druga, z góry zapowiadając, że się nie tapla, bo całą noc
sylwestrową spędziła ganiając po Lasach Oliwskich z Potencjalną Flondrą Trzecią
i bandą zakręconych turystów. Znalazły w środku lasu nawet jakiegoś samotnego
pana, który urządził sobie survival J Jak widać, Sylwka
można spędzać różnie, niekoniecznie na chlaniu w tradycyjnych okolicznościach.
Ale wracając do noworocznego
poranka: na miejscu okazało się, że na ten sam pomysł (z psem) wpadło sporo
innych osób, więc nawet nie było po co ciągnąć naszej suki na plażę – jest
bardzo nietowarzyska. Z wypróżnienia nici, bo i tak było słychać huki. A co do flondrowania
– było zimno, buro, wilgotno i bardzo nieprzyjemnie. Do cholery, nie będę się
kąpać tylko dlatego, że wcześniej ubrdałam sobie noworoczną kąpiel. To ma być
przyjemność, a nie obowiązek.
Flondrowanie wyglądało więc tak,
że posiedziałyśmy w zaparowanym samochodzie, pożarłyśmy sylwestrowe,
własnoręcznie ukręcone sushi (wegańskie, bo z rybą byłby kanibalizm), wypiłyśmy kawę, pogadałyśmy o życiu i wróciłyśmy
do domu. Było bardzo fajnie J Wszystkiego dobrego.
P.S. Nie dla wszystkich noworoczne morsowanie skończyło się dobrze.
P.S. Nie dla wszystkich noworoczne morsowanie skończyło się dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.