czwartek, 2 stycznia 2014

Samotna biała flONdra

Planowałam. Zamierzałam. Naprawdę. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się nie wykąpać w Nowy Rok. Przez chwilę był nawet plan, żeby się na ten jeden raz przyłączyć do któregoś morsowego klubu albo przynajmniej pooglądać oficjalne obchody – może dowiedziałabym się czegoś pożytecznego, wyniosłabym z tego jakąś naukę. Wyszło jednak inaczej.

Morsowanie z morsami odrzuciłam po głębokim namyśle. Staram się przez cały czas pamiętać, po co to robię: dla zdrowia, dla lepszego kontaktu z własnym ciałem, dla wyprostowania zrytej bani – dla siebie. Uczestniczenie w jakimś spędzie ma się do tego nijak. Jedynym punktem stycznym byłoby wejście do zimnej wody, ale nie mam najmniejszej ochoty robić tego na pokaz, z obcymi ludźmi, na siłę. Ble. Blogowanie na ten temat i pokazywanie własnych zdjęć przyjaciołom to zupełnie inna sprawa niż świecenie gołym tyłkiem przed tłumem skacowanych gdańszczan żądnych sensacji.

Pojechałyśmy więc na Górki Zachodnie, licząc, że będzie tam święty spokój i przy okazji uda się wysrać psa, który przez petardy miał ostatnio spore problemy egzystencjalne. Pojechała z nami Flondra Druga, z góry zapowiadając, że się nie tapla, bo całą noc sylwestrową spędziła ganiając po Lasach Oliwskich z Potencjalną Flondrą Trzecią i bandą zakręconych turystów. Znalazły w środku lasu nawet jakiegoś samotnego pana, który urządził sobie survival J Jak widać, Sylwka można spędzać różnie, niekoniecznie na chlaniu w tradycyjnych okolicznościach.

Ale wracając do noworocznego poranka: na miejscu okazało się, że na ten sam pomysł (z psem) wpadło sporo innych osób, więc nawet nie było po co ciągnąć naszej suki na plażę – jest bardzo nietowarzyska. Z wypróżnienia nici, bo i tak było słychać huki. A co do flondrowania – było zimno, buro, wilgotno i bardzo nieprzyjemnie. Do cholery, nie będę się kąpać tylko dlatego, że wcześniej ubrdałam sobie noworoczną kąpiel. To ma być przyjemność, a nie obowiązek.

Flondrowanie wyglądało więc tak, że posiedziałyśmy w zaparowanym samochodzie, pożarłyśmy sylwestrowe, własnoręcznie ukręcone sushi (wegańskie, bo z rybą byłby kanibalizm), wypiłyśmy kawę, pogadałyśmy o życiu i wróciłyśmy do domu. Było bardzo fajnie J Wszystkiego dobrego.

P.S. Nie dla wszystkich noworoczne morsowanie skończyło się dobrze.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi trollu, tutaj TEŻ będzie moredracja, więc się nie fatyguj.